Malia galopem przemierzała kolejne tereny krainy, nigdzie nie zatrzymując się na dłużej. Długi bieg nie męczył jej bardzo, lecz mimo to sierść błyszczała jej od potu. Pierwszym miejscem, które ją przyciągnęło, była oczywiście martwa równina - a, co będzie się przejmować domagającym się strawy żołądkiem, najpierw pochodzi sobie po jakimś zadup... To znaczy, pustkowiu... No, w każdym razie, klacz po pewnym czasie zwolniła do kłusa, a następnie do stępa. Rozejrzała się, obrzucając pylistą równinę kwaśnym spojrzeniem, a następnie, niemalże wbrew sobie, ostrożnie się położyła. Położyła pysk na ziemi, postanawiając, że wędrówkę będzie kontynuowała kiedy wypocznie.